poniedziałek, 11 marca 2013

W mojej jaźni...

Dni mi mijają zbyt szybko, tak jak i pogoda ostatnio bywała kapryśna. To nam odrobinę słonko pogrzało, to zasypał śnieg. A ja jakoś tak ciągnę, bo już nawet nie zauważam tych zmian. Staram się uśmiechać, śmiać i cieszyć. Robić to wszystko co powinna młoda osóbka w moim wieku. Staram się żyć choć dość średnio mi to wychodzi. Trochę boli mnie tam w serduchu... I trochę stuka i pęka, ale daję radę, bo jeszcze jakoś sklejam. Takie urywki mojego istnienia w kupę i stwarzam pozory, że jest ok... Namotać to ja potrafię, nikt nawet tego nie zrozumie... Choć ja sama siebie nie rozumiem to by się zgadzało.
Moje nowe nabytki domowe. Lampkę, worek-skarbonkę i książkę dostałam na urodziny. A torebka jest za pieniądze jeszcze z prezentów. Jest też świeczka zapachowa, którymi uwielbiam się otaczać. Ta ma zapach wanilii i pomarańczy. Została zakupiona w Biedronce i jestem z niej wyjątkowa zadowolona. Nie dość, że jest nie zwykle wydajna to jeszcze zapach rzeczywiście jest delikatny i trwały :).





 A tu jeszcze moje spóźnione śniadanie. Zielone naleśniki z zmiksowanymi malinami plus malinowo-cytrynowy koktajl.



Oglądałam też ostatnio "Big Love" Barbary Białowąs. Miałam to na liście plus smętny humor i tak wyszło. Sama nawet nie wiem jak go mam ocenić. Nie wiem jakie wywołał u mnie emocje... Trochę mnie zdziwił nie sądziłam, że będzie, aż tak naszpikowany seksem. Liczyłam na coś bardziej psychologicznego i wstrząsającego w sposób bardziej tragiczny. Toksyczny związek dwojga nie całkiem stabilnych emocjonalnie osób. Choć oboje na początku wydają się pozytywnie szaleni, za moment przekonujemy się, że są równie samotni i zagubieni. Usilne trzymanie się tej miłości przez niego i ślepe oddanie oraz uzależnienie przez nią tworzą niezdrową mieszankę. Zazdrość, namiętność, kłamstwa i na koniec depresja nie mogło doprowadzić do niczego dobrego... Jednak brakowało mi jakiejś iskry, jakiegoś magnesu w tym. Człowiek oglądał, ale.... Zresztą sama nie wiem może tylko ja szukam dziury w całym...




A może chodzi o to że sama już od kilku lat siedzę w takiej toksycznej emocjonalnej pułapce. Ciągle zadurzona w jednym facecie nie potrafię stworzyć niczego innego z kimś innym. A ta moja klatka ciągle mnie dusi, ściany się schodzą i niszczę każdą kolejną szansę na coś udanego. A nawet jak ktoś się pojawia tak jak teraz to nie potrafię się skupić na teraz, na dziś. Ciągle jestem przy tych kilku wspomnieniach... Sama się wykańczam. Ktoś się stara pisze, zaprasza, a mnie to coraz bardziej irytuje, denerwuje. Zamiast czegoś ciepłego z mojej strony to natyka się tylko na lodowatą ścianę, mur przeszłości. I już sama nie wiem czy powinnam próbować się uwolnić czy dać sobie spokój... A ja po prost chciała bym się z tego wyleczyć. Tak obudzić się któregoś dnia bez niego w głowie i wiedzieć, że to już na pewno za mną, że już nikogo nie skrzywdzę, żyjąc nim zamiast sobą...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz