wtorek, 26 marca 2013

Slim.

Musze także pochwalić się swoimi odchudzającymi postępami. Codziennie biegam po około godzinie plus do tego jakieś ćwiczenia w domu. Także poprawiłam się w jedzeniu. Jem mniej i częściej, prawie wcale nie pojawiają się słodycze i piję mnóstwo wody :). Jeszcze się nie ważyła, jednak już widzę po moich nogach, że jest lepiej. S ą jędrne i wyglądają na zdecydowanie chudsze. I mam prawie cały czas płaski brzuch :D.
So happy :D.



Muszę sobie tylko jeszcze kupić jakieś porządne adidasy, bo te z tamtego roku ledwie dychają. Może coś w mocnym kolorze?? :)



I garść inspiracji :).
Kto jeszcze próbuję być szczupłą do bikini, a może na lata?? :)









Leniwie...

Ja nie wiem, ale ostatnio czuję się jak by mi ktoś czas podkradał. Święta, matura, porządki i nagle kończy się marzec. To jest jakiś maraton, a ja czuję się jak by mnie nikt nie uprzedził i teraz muszę dogonić resztę. Jednak pewnie to tylko taki okres i nie ja jedyna tak mam :).
Nie wiem czy wiecie, ale ze mnie to istna naleśniko-maniaczka. Dodaję do nich przeróżne rzeczy i tworzę tysiące kombinacji. Na dzisiejsze śniadanie zaserwowałam sobie je w "Żółto owsiankowej wersji" :D. Odrobina żółtego barwnika, kilka płatków owsianych plus odrobina śmietany. Byłam taka głodna, a niczym skończyłam dałam radę zjeść tylko jednego. Do tego ostatnio moja ulubiona herbata Saga "Dzika róża, pigwa i truskawka". Po prostu pycha.



Do tego ostatnio będąc w mieście trafiłam na promocję w drogerii. Szczerze mówiąc wszystko miałam, więc miałam ją minąć, ale perfumy będące moją słabą stroną kusiły. Wybrałam, więc C-Thru blooming. Takie różowe w każdym razie. Kojarzą mi się z fioletową adidaską. Nigdy tego nie miałam i kosztowało kilka groszy, jednak bardzo mnie zaskoczyły. Zapach jest naprawdę przyjemny i utrzymuje się długo. Nawet wieczorem zdejmując bluzkę da się wyczuć ich delikatną nutę. Tak, więc zakup za około 10 zł bardzo udany :).

Od rana też zaczytuje się w biologi i szukam czegoś słodkiego na wielkanocny stół.

A jak wasze świąteczne przygotowania??
Przepisy już wybrane? Porządki skończone?? A może
dopiero wszystko przed wami??

środa, 20 marca 2013

Bohaterem być.

Oj czasem już taka leniwa się robię, że to aż straszne. A może chodzi o to, że nie złapałam jeszcze aż tak wielkiego bakcyla blogowego. Trudno stwierdzić. W każdym razie dzisiaj temat, który chodził mi po głowie już dłuższy czas. Zapraszam do mojego zanudzacza :P.

Nie wiem jak wy, ale ja jestem ogromną fanką wszystkich bajek dla dorosłych. Oj nie takich wy zboczuchy :P. Chodzi mi o te wszystkie filmy z super bohaterami, które nie zaliczają się już dla dzieciaków. Batman, Iron Man, Transformers i tym podobnych. Przyznaję, że kiedyś nie byłam fanką komiksów i podstaw może nie znam. Jednak od jakiegoś czasu jestem zagorzała fanką ich kinowych ekranizacji i wyczekuję każdej nowej premiery z nieukrywaną radochą. W tym roku szczególnie czekam na Iron Men 3 i nowego Supermena. A tak po za tym to pochłaniam wszystko co wynajduję.
Trylogia Transformers, z trzecią nie do końca udaną częścią. Iron Man, który mnie po prostu rozbraja. Batman. tak mroczny i wciągający. Ten głos z pod maski, aż mi się śnił. Spider-Man, który w końcu doczekał dobrej ekranizacji ta z zeszłego roku. Hulk, którego jest mi żal. Ostatnio widziałam też Avengers i  nie mogę doczekać się kolejnej odsłony.
Ok od razu zaznaczam, że nigdzie nie stwierdzam, że każdy z tych filmów jest dobry. Są lepsze i gorsze momenty, a ja widzę mniej  także z braku podstawowej wiedzy. Jednak ogólnie rzecz biorąc lubię kino tego rodzaju. Za jego naiwność, bohaterów prawie bez wad, dobre zakończenia, przyjaźń połączoną z honorem. Lubię za to że mogę się oderwać od otaczającego świata. Za to że mogę się pośmiać czasem z zabawnych dialogów, a czasem z źle odegranych scen. W tym tkwi też pewnie ich urok i zarobki. W końcu z takich produkcji wpływają milionowe zyski. Jednak czy można się dziwić widząc co dzieje się w codziennym życiu. Kryzys, wojny, paranoje urzędowe, brak sprawiedliwości. Życie staje się szare, ciężkie, często monotonne, a ludzie szukają odskoczni. Ucieczki i schronienia dla własnej psychiki. A takie obrazy są doskonałą kryjówką. Stwarzają nam świat idealnej iluzji. Z bohaterami, których możemy podziwiać i kibicować oraz z czarnymi charakterami, na które możemy zlać naszą całą złość. Ja jednak należę też do osób, które lubią tych złych. Dobrze napisany i stworzony wróg to według mnie pół sukcesu. A to tego jak jest sprytny i przystojny to jeszcze lepiej :P. Zawsze ładują mnie taka pozytywną energią i tak jakoś lepiej mi znieść kolejny kryzys na froncie życia. Nie wiem może i jestem dziecinna oglądając gadające auta, faceta w "rajstopach" i inne cuda techniki i genetyki, ale ja lubię tą swoją stronę.Lubię jeść żelki na huśtawce, śmiać się z głupich kawałów, na ulicy wygłupiać się ze znajomymi i wierzyć, że każdy z nas może być bohaterem. Wierzyć, że nawet ludzie są z natury dobrze i wszystko jakoś się ułoży. I nie zamierzam z tego rezygnować, bo to część mnie. Część, która pozwala przetrwać najgorsze i każe uśmiechnąć się do każdego. W końcu nic nie denerwuje bardziej twoich wrogów niż twoje szczęście. Zresztą jakich wrogów to irytuje 99% społeczeństwa. Tylko dlatego, że oni już tak nie potrafią, bo ludzie zapomnieli jak można być tak beztrosko, bezczelnie szczęśliwym. A ja pamiętam i was zachęcam do odświeżenia wspomnień, w końcu nic szybciej nie wykańcza niż własne zgorzknienie :).
Coś na uśmiech :).
Pozwólmy sobie na odrobinę szaleństwa to jeszcze nikogo nie pogryzło :).
Wasza pseudo psycholog filmowa :P.

















środa, 13 marca 2013

Pozytywnie

Widać taki fajny z nas naród, że nawet zima nie ma chęci się z nami rozstać. A tak na poważnie to jestem zasypana. Cały poranek sypał gęsty, biały puch. Tak więc za oknem rozciąga się bajkowy, śnieżny krajobraz, a wiosny ani śladu. Tak więc siedzę sobie w wielkim turkusowym swetrze z gorącą herbatą w dłoniach. W moich głośnikach leci "Czwórka", a na talerzyku leży słodkawe ciasto. Polałam je cytrynowo-kakaową polewą i obłędnie pachnie, ale należy mi się już od kilku dni w końcu wystrzegam się słodyczy I tylko do ideału brak mi jakiegoś masażysty, gdyż mam okropny ból mięśni szyi. Może być taki przystojny i zabawny, naprawdę nie pogardziła bym. Jednak życie - życiem dla tego zadowolę się jakimś filmem lub książką. Sprawa się jeszcze nie rozstrzygnęła. Na razie mam dla was dwie propozycje filmowe na białe wieczory. Jedna ciepła komedia, a drugą jest młodzieżowy dramat.




"Kocha, lubi, sanuje"
Po pierwsze kto tłumaczy te tytuły, bo to jest jakaś pomyłka chyba. Czasem jak widzę co polski tłumacz robi z nazwą filmu to aż dostaje drgawek. Tak więc z "Crazy, stupid, love" mamy to co powyżej. Jednak do konkretów. Jak na komedię to boków nie zrywałam, ale nie była też zbyt mocno przerysowana. Miłosny zawijas w dość przyjemnej oprawie i optymistycznym zakończeniem. Nie zaskakuje, nie zadziwia, ale powiedzmy sobie szczerze chyba nikt nie idzie na taki gatunek z wielkimi nadziejami na jakieś dzieło. Film idealny na gorszy dzień z odrobiną uśmiechu i obsadą na którą miło popatrzeć. Jest też tu poruszony dość aktualny temat wypalania się małżeństw. Dwoje ludzi z ponad 20 letnim stażem po prostu gubi się po drodze. Tutaj akurat wszystko szczęśliwie się kończy jak to bywa w amerykańskim kinie. Tak więc sprawa dość poważna przedstawiona w cukierkowym stylu. Nic tu może nie robi ogromnego wrażenia, ale czy wszystko zawsze musi być wielkie...?? Po prostu miły seans dla większości z nas :).








"Charlie"
Czytałam o nim już dobre pół roku temu, ale jakoś tak mnie nie przekonał. A teraz wpadł mi nie chcący pod moje oczęta. Szczerze mówiąc wzięłam się za niego ze względu na Emme Watson. Chciałam zobaczyć jak radzi sobie po Harrym Potterze. Zaczął się dość pospolicie, a później coraz bardziej zaskakiwał i wciągał do myślenia. Samobójstwo, śmierć i depresja to musi znieść psychika młodego 16 latka. Wydaje nam się, że sobie radzi, że jakoś wszystko sklejają do kupy, a później przychodzi kryzys. Poszlaki i sygnały, którymi był zasiany cały film w końcu wybuchają. Obraz przedstawiający jedną z chorób naszego pokolenia. Nerwica, bulimia, samobójstwo każdy z nas miał choć z jedną z tych rzeczy do czynienia. Za własnym, czyimś lub nawet nieświadomym stopniu. To nas otacza i niszczy coraz większą liczbę młodych jak i starszych osób. Bardzo dobry sposób ujęcia tego problemu zaprezentował nam Stephen Chbosky. Nie zasypuje nas tragicznymi i dramatycznymi scenami, ale każde samemu wyłapać sygnały choroby.Pokazuje też ważny aspekt, że nic nie bierze się z próżni. Każda choroba psychiczna ma swoje korzenie, swój początek. To rzadko bierze się z powietrza i rzadko samo przechodzi. Warto o tym pamiętać jeśli na kogoś takiego się kiedyś natkniemy. Warto takiej osobie też pomóc. Ona w końcu nie jest gorsza i zasługuje na chwilę uwagi jak każdy inny chory.





Ocieplenia kochani i do usłyszenia :).









poniedziałek, 11 marca 2013

W mojej jaźni...

Dni mi mijają zbyt szybko, tak jak i pogoda ostatnio bywała kapryśna. To nam odrobinę słonko pogrzało, to zasypał śnieg. A ja jakoś tak ciągnę, bo już nawet nie zauważam tych zmian. Staram się uśmiechać, śmiać i cieszyć. Robić to wszystko co powinna młoda osóbka w moim wieku. Staram się żyć choć dość średnio mi to wychodzi. Trochę boli mnie tam w serduchu... I trochę stuka i pęka, ale daję radę, bo jeszcze jakoś sklejam. Takie urywki mojego istnienia w kupę i stwarzam pozory, że jest ok... Namotać to ja potrafię, nikt nawet tego nie zrozumie... Choć ja sama siebie nie rozumiem to by się zgadzało.
Moje nowe nabytki domowe. Lampkę, worek-skarbonkę i książkę dostałam na urodziny. A torebka jest za pieniądze jeszcze z prezentów. Jest też świeczka zapachowa, którymi uwielbiam się otaczać. Ta ma zapach wanilii i pomarańczy. Została zakupiona w Biedronce i jestem z niej wyjątkowa zadowolona. Nie dość, że jest nie zwykle wydajna to jeszcze zapach rzeczywiście jest delikatny i trwały :).





 A tu jeszcze moje spóźnione śniadanie. Zielone naleśniki z zmiksowanymi malinami plus malinowo-cytrynowy koktajl.



Oglądałam też ostatnio "Big Love" Barbary Białowąs. Miałam to na liście plus smętny humor i tak wyszło. Sama nawet nie wiem jak go mam ocenić. Nie wiem jakie wywołał u mnie emocje... Trochę mnie zdziwił nie sądziłam, że będzie, aż tak naszpikowany seksem. Liczyłam na coś bardziej psychologicznego i wstrząsającego w sposób bardziej tragiczny. Toksyczny związek dwojga nie całkiem stabilnych emocjonalnie osób. Choć oboje na początku wydają się pozytywnie szaleni, za moment przekonujemy się, że są równie samotni i zagubieni. Usilne trzymanie się tej miłości przez niego i ślepe oddanie oraz uzależnienie przez nią tworzą niezdrową mieszankę. Zazdrość, namiętność, kłamstwa i na koniec depresja nie mogło doprowadzić do niczego dobrego... Jednak brakowało mi jakiejś iskry, jakiegoś magnesu w tym. Człowiek oglądał, ale.... Zresztą sama nie wiem może tylko ja szukam dziury w całym...




A może chodzi o to że sama już od kilku lat siedzę w takiej toksycznej emocjonalnej pułapce. Ciągle zadurzona w jednym facecie nie potrafię stworzyć niczego innego z kimś innym. A ta moja klatka ciągle mnie dusi, ściany się schodzą i niszczę każdą kolejną szansę na coś udanego. A nawet jak ktoś się pojawia tak jak teraz to nie potrafię się skupić na teraz, na dziś. Ciągle jestem przy tych kilku wspomnieniach... Sama się wykańczam. Ktoś się stara pisze, zaprasza, a mnie to coraz bardziej irytuje, denerwuje. Zamiast czegoś ciepłego z mojej strony to natyka się tylko na lodowatą ścianę, mur przeszłości. I już sama nie wiem czy powinnam próbować się uwolnić czy dać sobie spokój... A ja po prost chciała bym się z tego wyleczyć. Tak obudzić się któregoś dnia bez niego w głowie i wiedzieć, że to już na pewno za mną, że już nikogo nie skrzywdzę, żyjąc nim zamiast sobą...